Świat

Tokio, mamy problem

Szymon Gagatek 2021-07-15 21:59

Jeszcze kilka dni temu nasi juniorzy w Rzymie rozpalili płomień nadziei, że w polskim pływaniu mogą nadejść lepsze czasy. Na fali tej euforii z Foro Italico mieliśmy wyczekiwać zmagań na olimpijskich obiektach. Do rywalizacji w Tokio zgłoszono 23 pływaków z naszego kraju. Wiele wskazuje jednak na to, że nie wszyscy będą mogli zaprezentować się na igrzyskach, a nastrój przed tą imprezą będzie daleki od radosnego. 

We wtorek mieliśmy powód do dumy. Paweł Korzeniowski został wybrany przez PKOl na chorążego reprezentacji Polski na Ceremonii Otwarcia igrzysk. Na stadionie olimpijskim z biało-czerwoną flagą pojawi się wspólnie ze specjalizującą się w kolarstwie górskim Mają Włoszczowską. Będzie trzecim po Rafale Szukale (Atlanta 1996) i Bartoszu Kizierowskim (Ateny 2004) pływakiem, który dostąpi tego zaszczytu. Radość była ogromna - też dlatego, że pływanie znów (przynajmniej na moment) zagościło w największych mediach. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że o naszej ukochanej dyscyplinie będzie ponownie głośno już 48 godzin później. Z zupełnie innego powodu.

Pierwsze niepokojące sygnały pojawiły się w środę wieczorem. FINA opublikowała listę osób zakwalifikowanych na igrzyska. Znalazło się na niej 17 polskich nazwisk (4 kobiety, 13 mężczyzn). Zaraz, zaraz - jak to 17? Przecież na olimpijskim ślubowaniu i w samolocie na zgrupowanie do Takasaki znalazły się 23 osoby. Szybki rzut oka na dokument i łatwo można się było zorientować, kogo tam brakuje. Wśród wymienionych zabrakło Alicji Tchórz, Pauliny Pedy, Aleksandry Polańskiej, Jana Kozakiewicza, Jakuba Kraski i Mateusza Chowańca. 

Na początku mogło to nawet wyglądać na jakieś niedopatrzenie organizatorów. Okazuje się jednak, że to my przekombinowaliśmy. Mając zakwalifikowanych 5 sztafet, mogliśmy dobrać do nich 10 zawodników bez minimum A. Tymczasem PZP, w dobrej wierze i by skompletować składy w poszczególnych konkurencjach, chciał dać możliwość olimpijskiego startu większej grupie. Siedem osób z minimum B zostało więc zgłoszonych nie do startu sztafetowego, a do rywalizacji indywidualnej, robiąc miejsce w kadrze kolejnym. W tej siódemce jest cała wymieniona wcześniej grupa oraz Kacper Stokowski, który jednak na listach figuruje. Dlaczego? Otrzymał oficjalne zaproszenie do startu na igrzyskach od Międzynarodowej Federacji Pływackiej. 

FINA nie zanegowała zgłoszenia zawodników z minimum B, ale też go nie zaakceptowała. Po prostu na maila dotyczącego tej sprawy nie przysłano żadnej odpowiedzi. Czemu przy dokonywaniu zgłoszenia nie pojawiła się blokada ze strony światowej federacji lub organizatorów? Dlaczego w FINA panuje taki bałagan, że zaproszenie do startu na 100 m stylem motylkowym otrzymał też Michał Poprawa, mimo że w tej konkurencji mamy już swoich dwóch przedstawicieli (więcej w Przeglądzie Sportowym)? Dlaczego listę polskich pływaków zaakceptował MKOl? I dlaczego wszyscy bez problemów otrzymali akredytacje? Jest wiele pytań, które pewnie pozostaną bez odpowiedzi. A Polski Związek Pływacki napytał sobie biedy, nie trzymając się ściśle narzuconych mu z góry zasad kwalifikacji. I konsekwencje tego, co teraz się dzieje, pewnie będą się za nim ciągnąć jeszcze długo. Najgorsze w tym wszystkim jest jednak to, że najbardziej ucierpią zawodnicy, którzy od dawna marzyli o olimpijskim występie, a jeszcze do wczoraj byli pewni, że swój cel osiągną za kilka dni w stolicy Japonii.

Co teraz się wydarzy? Tego nie wie chyba nikt. Za kilka godzin w Takasaki rozpocznie się nowy dzień, rozmowy z organizatorami będą kontynuowane. Pomagać ma w nich nawet szef LEN, Paolo Barelli. Całkiem prawdopodobnym scenariuszem wydaje się być dokooptowanie do opublikowanej listy jeszcze trzech z sześciu osób, których nazwisk w dokumencie nie było. Brzmi brutalnie i rodzi ogromne problemy, bo przecież to oznacza pozbawienie szans na igrzyska trojga zawodników. I to pływaków, którzy mieli stanowić trzon sztafet. Czy w ogóle te sztafety wystawimy? Ile ich ostatecznie będzie? Wątpliwości można mnożyć.

– Jestem w stałym kontakcie z szefem misji. Komitet organizacyjny przyjmuje nasze argumenty odnośnie tego, że na liście zawodników do sztafet zgłosiliśmy siedmiu, a nie dziesięciu zawodników. Być może będą skłonni, żebyśmy przynajmniej wykorzystali pełną pulę. Ale ostateczna decyzja jest po stronie FINA. Wystosowaliśmy pismo do nich i do PKOl, poinformowano nas, że sprawa jest otwarta. Czekamy – stwierdził w wypowiedzi dla sport.tvp.pl prezes PZP, Paweł Słomiński.

Miałem w planach napisać dziś tekst o tym, co było "naj" na mistrzostw Europy juniorów. Ciekawostek o naszych bohaterach z Rzymu jest naprawdę sporo. Myślałem, że może zdążę też wspomnieć o pierwszym dniu mistrzostw Polski juniorów w Oświęcimiu, Warszawie i Bydgoszczy. Skończyło się opowiadaniu o wydarzeniach, których wolałbym nigdy nie opisywać. Bo daną kiedyś nadzieję ktoś teraz będzie musiał zabrać. Chyba, że zdarzy się cud.