Świat

Skreśleni pływacy już w kraju

Szymon Gagatek 2021-07-18 21:36

Alicja Tchórz, Aleksandra Polańska, Dominika Kossakowska, Jan Hołub, Bartosz Piszczorowicz i Mateusz Chowaniec wrócili już do Polski. Na Okęciu wylądowali przed 15:00. Czekały tam na nich rodziny, byli też znajomi i wielu dziennikarzy ogólnopolskich mediów, które w ostatnich dniach zainteresowały się sprawą. Pozostali kadrowicze przekroczyli już natomiast próg wioski olimpijskiej w Tokio.

Widok powrcającej do kraju grupy zawodników był przygnębiający. Bliscy i kibice przywitali ich brawami, by wyrazić swoje wsparcie. Po wielogodzinnej podróży - najpierw autokarem z Takasaki do Tokio, a później samolotem ze stolicy Japonii do Warszawy - cała szóstka znalazła jeszcze czas i siłę na rozmowę z dziennikarzami, choć i tutaj emocje czasem brały górę i nawet pojawiały się łzy.

- Pan prezes wydał dziś rano oświadczenie, czytaliśmy je. Przeprosił, uderzył się w pierś i fajnie, ale myślę, że zrobił to za późno. Moim zdaniem jest czas na zmiany - mówił Jan Hołub. Nasz reprezentant odniósł się też do warunków panujących w Takasaki. - Największy problem był z tym, że basen był taki płytki, nie mogliśmy robić startów i tak dalej. Też byliśmy tam tylko cztery dni i pewnie dziś bylibyśmy już na zakrytym basenie. Przez pierwsze dwa dni padał deszcz i było chłodno, później świeciło słońce i było ciepło. Problem mieli ci zawodnicy, którzy nie mieli opalenizny i trochę się "spiekli". Ale nie było złych nastrojów, nie wpływało to na nas jakoś bardzo.

Głos zabrała też Alicja Tchórz: - Prezes tłumaczy, że ktoś i tak by pojechał do domu, ale jeżeli ktoś uważa, że 3 osoby, to to samo, co 6, to widać, że traktują nas jak mięso - odniosła się do oświadczenia, które dziś ukazało się na stronie PZP. - Aktualnie nie wyobrażam sobie jakiejkolwiek współpracy z Polskim Związkiem Pływackim, który tak działa. Teraz muszę odpocząć i pozbierać myśli. Wiem, że ta sytuacja dopiero do mnie dotrze. Teraz są emocje, jestem na adrenalinie i zdam sobie z tego wszystkiego sprawę za tydzień, dwa - gdy usiądę przed telewizorem i będę mogła kibicować z daleka naszym reprezentantom - opowiadała dalej. - Jest mi smutno, przykro, jestem zła i czuję bezsilność. To nie jest tak, że pracujemy na start w igrzyskach 2-3 tygodnie czy kilka miesięcy. To są lata wyrzeczeń, ciężkiej pracy i przekładania pływania nad życie rodzinne czy karierę zawodową. Ogrom tych zniszczeń, które zostały dokonane, będę mogła określić dopiero za pół roku, za rok. Uważam, że dymisja zarządu to bezwzględne minimum. Do tego chcemy przygotować jakiś pozew zbiorowy. Dopiero jesteśmy przed rozmowami z prawnikami. Mam nadzieję, że środowisko pływackie - teraz tak zjednoczone -  dotrze to do wszystkich i te zmiany nastąpią. Polski Związek Pływacki powinien funkcjonować jak firma, w której pracują specjaliści: do spraw marketingu, PR, prawnik... A jak widać, naszemu związkowi przydałby się też tłumacz. 

- Jestem rozgoryczony i zażenowany całą sytuacją. Mam wrażenie, że teraz mamy takie odbijanie piłeczki, kto i za co ponosi odpowiedzialność. Ale sytuacja jest taka jaka jest i nic już tego nie cofnie. Jesteśmy w Polsce, a nie w Japonii. Na początku ufaliśmy trenerowi i związkowi, bo zakładaliśmy, że to jest jakieś niedopatrzenie. Z każdym dniem sytuacja się jednak wyjaśniała i im bliżej było tych ostatecznych decyzji, tym bardziej wiedzieliśmy, że to się nie skończy po naszej myśli i ktoś będzie musiał wrócić do Polski - stwierdził Bartosz Piszczorowicz. 

- Nie usatysfakcjonuje mnie żadna odpowiedź kto to zrobił i dlaczego. Nikt mi nie odda tego, żebym tam była i mogła wystartować. Dla mnie to nie będzie miało większego znaczenia, ale na pewno zrobimy wszystko, żeby wyjaśnić tę sprawę i żeby ta instytucja zaczęła funkcjonować jak należy. To nie jest pierwsza sytuacja, tak się dzieje od lat. To kolejne igrzyska, w których ktoś nie wystartuje przez czyjeś niedopatrzenie - mówiła z kolei Dominika Kossakowska. - Dla nas sportowców to jest bardzo trudny moment i każdy będzie musiał sobie na własną rękę z tym poradzić. Na pewno ślad po tym pozostanie. Myślę, że będziemy dążyć do skierowania sprawy do sądu. Oszukano nas i zabrano nam nasze marzenia. Myślę, że nawet taka droga sądowa nam tego nie zwróci, ale to jest jedyna szansa, żeby coś poprawić na następne lata w tej dyscyplinie - komentowała.

Wszystko wskazuje na to, że skandal z niewłaściwym zgłoszeniem naszych kadrowiczów do olimpijskiego startu będzie miał ciąg dalszy. Pytanie jak teraz zareaguje PZP, bo dzisiejsze oświadczenie prezesa związku nie dało zbyt wielu wskazówek, jakie kroki mogą być podjęte przez władze polskiego pływania. Apel zawodników o natychmiastową dymisję zarządu nie spotkał się z odzewem, a w tekście można też było znaleźć fragmenty sugerujące, że część winy za zaistniałą sytuację ponoszą FINA i PKOl.